czwartek, 14 czerwca 2012

S.B. przeciw nudzie

Nie pamiętam, jak to jest czuć nudę. Kiedy byłam w wieku przedszkolnym, a mój starszy brat rozpoczął już edukację szkolną i miał mniej czasu na zabawę, ja snułam się po domu i nie wiedziałam, co ze sobą począć. Proponowano mi puzzle, kredki i lego, ale samemu wszystkie te rzeczy wydawały się nie przynosić radości. W końcu jednak pogodziłam się z samotnością, ba, nawet polubiłam bycie z samą sobą- a ponoć w inteligentnym towarzystwie człowiek nigdy się nie nudzi. 
Dlatego dziwię się, kiedy znajomi twierdzą, że się nudzą. Jak to? Przecież tyle jest jeszcze do zrobienia, do przeczytania, obejrzenia, odwiedzenia! Zdarza się, że mam wolny wieczór, siadam przy komputerze, a zaraz okazuje się, że zegar wskazuje godzinę pierwszą. Zupełnie jakby ktoś naumyślnie, pod moją nieuwagę, zakradał mi się do pokoju i ręcznie przesuwał wskazówkę. Ale nie, cyfrowy zegar na ekranie laptopa twierdzi to samo. A tutaj nikt nic nie majstrował, to bym przecież zauważyła. 
Dlatego odkrywam sobie stopniowo. Jeden poeta, drugi, jakiś zespół indie, film, piosenkarz, prozaik, kabareciarz, pianista. 

Ostatnio na pulpicie pojawił się Stanisław Barańczak. Wcześniej kojarzyłam go przede wszystkim jako brata Małgorzaty Musierowicz, lecz im bardziej go poznaję, tym bardziej dostrzegam jego wybitną i wszechstronną postać: pisarz, poeta, tłumacz, po prostu literat i humanista o ogromnym talencie i równie wielkim poczuciu humoru. Twórca w pewnym sensie tragiczny, którego przez lata ciążył ustrój polityczny, a obecnie przewlekła choroba. 

Dzisiaj wiersz z tomiku Dziennik Poranny (1972): 

Gdzie się zbudziłem

Gdzie się zbudziłem? gdzie jestem? gdzie jest
strona prawa, gdzie lewa? gdzie góra a gdzie
dół? spokojnie; spokojnie: to jest moje ciało, 
leżące na wznak, to ręka, w której zwykle
trzymam widelec, a tą drugą chwytam
nóż lub wyciągam ją na przywitanie; 
pode mną prześcieradło, materac, podłoga,
nade mną kołdra i sufit; po lewej
ręce ściana, przedpokój, drzwi, butelka z mlekiem
stojąca już pod drzwiami, bo po prawej widzę
okno, a za nim świt; pode mną
przepaść pięter, piwnica, a w niej hermetycznie
zamknięte słoje z kompotem na zimę; 
nade mną inne piętra, strych z bielizną
na sznurach, dach, telewizyjne
anteny; dalej, po lewej, ulica
wiodąca na zachodnie przedmieścia, za nimi
pola, szosy, granice, rzeki i przypływy
oceanu; po prawej, już w szarych zaciekach 
świtu, inne ulice, pola, szosy, rzeki,
granice, mroźne stepy, lodowate lasy; 
pode mną fundamenty, ziemia, otchłań ognia,
nade mną chmury, wiatr, blednący księżyc, 
ledwie widoczne gwiazdy, tak;
                                              odnaleziony,
przymyka jeszcze oczy, z głową w miejscu
krzyżowania się wszystkich pionów i poziomów,
przybity do tych wszystkich naraz krzyży
miarowymi ćwiekami dudniącego serca. 

musiała być gruba impreza... ;) 


hipsterskie oblicze S.Barańczaka, w tle Poznań 



Zainteresowanych odsyłam do stosunkowo aktualnego wywiadu (rok 2005): 

zdjęcie: wyborcza.pl 

4 komentarze:

  1. Ja też już nie wiem co to nudzić się. Doba powinna mieć dla mnie 48h, a i tak nie wiem, czy starczyłoby mi czasu na wszystko :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że nawet gdyby doba faktycznie miała te 48h, to po pewnym czasie ludzie by się przyzwyczaili i ten podwójny czas nadal wydawałby się zbyt krótki :)

      Usuń
  2. Hipsterskie oblicze? W jakim sensie? Bo nie z tego pokolenia jestem i nie rozumiem.;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A, tak mi się jakoś skojarzyło, ze względu na duże, pełne oprawki i nieco ironiczne spojrzenie ;)

      Usuń