poniedziałek, 1 sierpnia 2011

Homo librum #1: Disneyland

Nigdy bym nie przypuszczała, że przypadkiem napotkana książka tak bardzo zapadnie mi w pamięć. Disneyland Stanisława Dygata znalazłam w poczekalni, na dworcu PKP. Leżała, lekko podniszczona, wśród innych publikacji przeniesionych ze zlikwidowanej biblioteki Domu Kultury Kolejarza. Ponieważ wybrane powieści można było zabrać ze sobą, chwyciłam Dygata i wpakowałam do plecaka, zapominając o nim na pewien czas. 


Ze względu na niewielkie rozmiary książki, zabrałam ją w lipcu na wakacje. Niestety, sakwy rowerowe nie wytrzymały całodniowej jazdy w ulewie i książka zamokła. Suszyłam ją na grzejniku w wagonie podczas powrotu do domu, na szczęście okazała się zdatna do czytania. 
Zgrabne i zajmujące dialogi, skomplikowani bohaterowie, a przede wszystkim liczne trafne spostrzeżenia dotyczące życia i człowieka: 
Życie jest jakąś cholerną olimpiadą. Toczy się w nim walkę w różnych konkurencjach ale wszędzie trzeba się trzymać jakichś swoich zasad. Zdobywać się wbrew wszystkiemu, a czasem nawet pozornie wbrew sensowi, na piekielny wysiłek. Po to, żeby zwyciężyć. Nieraz człowiek zastanawia się, po co mu właściwie to zwycięstwo. Po co wyrzekać się dla niego tylu rzeczy? Ale jakkolwiek dochodziłby do wniosku, że się to nie opłaca i nie ma sensu, przy każdej następnej okazji rzuca się znowu do walki. Nie oglądając się na nic, dąży do zwycięstwa. 
 lub- moje ulubione: 

Ktoś, kto entuzjazmuje się swoim zawodem, wydawał mi się zawsze trochę podejrzany.

Największą moją sympatię uzyskał opis koncertu "najlepszego pianisty na świecie". Świetne porównania muzyki do sportu i spostrzeżenia dotyczące zachowania publiczności: 
Mistrz wielokrotnie schodził z estrady i wracał przywoływany aplauzem. Chciałem, żeby się to już skończyło. Chciałem, żeby skończył się już ten koncert i żeby pójść do Artura. [...] Ludzie wyglądali na zmęczonych. Jak przedtem dyrygent. Mieli lekkiego kaca, jakiego ma się zwykle po ostentacjach uczuciowych. 
W ogromnym skrócie można powiedzieć, że Disneyland opisuje perypetie lekkoatlety Marka Arensa z kobietami. Literacki kunszt Stanisława Dygata przemienił jednak błahą historyjkę o towarzyskim kręgu krakowskich sportowców w nowelę o życiu. Może fakt, że książka przypadkiem wpadła w moje ręce, wcale nie był zbiegiem okoliczności? 


zdjęcia pochodzą ze strony www.dygat.pl