niedziela, 26 lutego 2012

Luty Leśnych Ludzi

Sezon przedwiośnia uważam za rozpoczęty!
Dzisiaj po raz pierwszy w tym roku wybrałam się na długi spacer, razem z F. przedzieraliśmy się przez krzaki, odkrywaliśmy nowe ścieżki i tropiliśmy zwierzynę. Wysłyszeliśmy też kilka ptaków tego samego gatunku, które komunikowały się ze sobą, ale nie byliśmy w stanie ich wypatrzyć- i nadal nie wiemy, co to było... F. pokazał mi miejsce, gdzie kilka dni temu znalazł poroże sarny. Na jeziorku wśród mokradeł pojawiły się łabędzie- rodzice z brzydkim kaczątkiem, którego upierzenie stanowi obecnie melanż piór białych i burych. Może wkrótce maluch ujrzy swoje odbicie w wodzie i zdziwi się na widok młodego, rosłego łabędzia?
Ogród stopniowo budzi się do życia, krokusy nieśmiało wypuszczają listki w kolorze świeżej zieleni. Ja też powoli ożywam po zimie, dziecko lata stanowczo potrzebuje słońca i temperatur powyżej 0 do poprawnego funkcjonowania!

Bagheera


zdjęcia: F.J. 

piątek, 17 lutego 2012

Homo librum #4: Długi Warszawski Weekend

Pod koniec zeszłego tygodnia, nie zważając na mroźne temperatury i tłum na dworcu, wpakowałam się wraz z wypchanym rogalami świętomarcińskimi plecakiem do interRegio. Szczęściem trafiłam na nowiuśki, ogrzewany wagon, więc podróż minęła szybko i przyjemnie. Ale, zapytacie pewnie, po co mi były rogale? Stanowiły one wielkopolski prezent dla M., która zaprosiła mnie do siebie na weekend.


Stary Rynek



Teatr Wielki
I tak, zamiast leżeć w łóżku z wylęgającym się przeziębieniem, przez kilka dni szlajałam się po Warszawie, brałam udział w grze miejskiej na Mokotowie, zwiedzałam Zamek Królewski i wystawę o ostatnim królu, Stasiu A. Poniatowskim i oglądałam "Bajaderę" w Teatrze Narodowym. Pobyt rozpoczęłam jednak od miejsca, które od momentu jego otwarcia zagościło na mojej prywatnej liście "1001 things to see before I die": Muzeum Chopina. 
Muzeum mieści się w pięknie odnowionym pałacu Ostrogskich, przy ulicy Okólnik, zaledwie kilka kroków od Nowego Świata. Ilość obecnych na wystawie pomocy multimedialnych niektórych może przerazić, młodsze pokolenie raczej się nie przestraszy, co nie znaczy jednak, że będzie poprawnie ich używać. Miałam szczęście natknąć się na wycieczkę szkolną (na oko przełom podstawówki i gimnazjum), której członkowie zabawiali się bezmyślnym stukaniem w ekrany, zamiast skupiać się na treściach monitorów. Dla nich postać Chopina to nadal puste nazwisko z podręcznika do muzyki, ewentualnie idealna nazwa dla wódki lub wody mineralnej. Jeśli ktoś jednak wkracza do muzeum z zamiarem dowiedzenia się czegoś, ma szansę odkryć całą masę informacji i ciekawostek. Minusem dla mnie było dość chaotyczne rozmieszczenie sal, stąd kolejność zwiedzania była raczej przypadkowa i jedynie (nie chwaląc się) dobrej orientacji w terenie zawdzięczam fakt, że nie opuściłam żadnego pomieszczenia. Brakowało też niektórych eksponatów w gablotkach, zresztą stanowiły one tło wobec otaczających je mebli i zabawek multimedialnych.







chętnych zapraszam na stronę muzeum:
http://chopin.museum/pl

Żaden wyjazd nie może obyć się bez książki. Należę zresztą do osób, które twierdzą, że książka jest jak dobry przyjaciel i zawsze warto jest mieć ją pod ręką. Na mój długi warszawski weekend pojechał zatem, a jakże, "Długi weekend"- też warszawski, i też pełen przygód.
Mowa oczywiście o kryminale Wiktora Hagena, który stworzył wielowymiarową postać komisarza, kucharza, męża i ojca- Roberta Nemhausera. Aż chciało by się mieć takiego tatę. Zawsze wysłucha, zrozumie, ugotuje coś dobrego, a do tego można postraszyć w szkole kolegów ojcem policjantem (pamiętacie Rufusa z "Mikołajka"?). Nemhauser budzi zaufanie, dzięki czemu podczas spotkań z osobami bardziej kontrowersyjnymi (nie owijający w bawełnę Mario czy tajemniczy prokurator Rajski) czy też podczas przesłuchań kolejnych podejrzanych czytelnik czuje się bezpiecznie. Wątki kryminalne przedzielane są jednak epizodami w restauracji "Czarny Tadek"- miejscu pracy dorywczej komisarza, czy też rozczulającymi domowymi scenkami z udziałem nemhauserowskich bliźniaków- Cyryla i Metodego. Aż szkoda, że ta dwójka pojawia się na stronach "Długiego weekendu" stosunkowo rzadko!
Zręcznie poprowadzona fabuła, różnorodność postaci oraz zaskakujący finisz- oto przepis na dobry kryminał.
Nie pozostaje nic poza sięgnięciem po pierwszą powieść Hagena- "Granatową Krew".
Napiszę jak skończę.
Stay tuned! 


piątek, 3 lutego 2012

Operowy Świr

Kiedy poznański Teatr Wielki ogłosił plany dotyczące realizacji opery na podstawie filmu „Dzień Świra” Marka Koterskiego, wiele osób odnosiło się sceptycznie do tego pomysłu. Według ogólnie panującej opinii, opera to zmumifikowana forma opanowana przez widma z XVIII i XIX wieku, kojarzona z postawnymi primadonnami oraz masywnymi chórami. Poza tym jak można produkcję, której zasadniczym elementem są wulgaryzmy, przenieść na scenę instytucji będącej ostoją kultury wysokiej wśród zalewu przeciętności i tandety?
Dlatego miałam pojęcia czego się spodziewać, kiedy zasiadałam na operowej widowni. Po podniesieniu kurtyny moim oczom ukazało się pokaźne rusztowanie i siedmiu mężczyzn w niebieskich koszulach- siedem wcieleń Adasia Miauczyńskiego. Podział głównego bohatera na kilku solistów uważam za pomysł trafiony, ludzka osobowość ma przecież wiele odsłon. Spodziewałabym się jednak większego zróżnicowania pod względem partii wokalnych- trudno było rozróżnić od siebie „Ja” przedstawiające poszczególne cechy charakteru.
AudioFeels, zespół wokalny znany z programu „Mam Talent”, wcielił się w rolę chóru greckiego- dialogującego ze sobą oraz komentującego akcję sceniczną. Męski oktet wokalny śpiewał poprawnie pod względem dykcji, często posługując się mową, melorecytacją oraz środkami balansującymi na granicy sonoryzmu.
Oklaski należą się za scenografię- wrażenie na mnie zrobił przede wszystkim przedział kolejowy oraz ogromny stół i krzesło, które trafnie ukazują poczucie małości bohatera w konfrontacji z matką.
Wpadająca w ucho, ale irytująca w swojej powtarzalności muzyka Hadriana Filipa Tabęckiego ociera się o muzykę musicalową, korzystając z operowego języka arii i recytatywów. Przeszkadza jednak niekonsekwencja we wprowadzaniu tematów oraz częste zaburzanie prozodii tekstu, które dodatkowo podkreśla niezręczność literacką libretta. Wśród publiczności silne kontrowersje budzi przede wszystkim ilość przekleństw. Trudno wyobrazić sobie opracowanie „Dnia Świra” bez wulgaryzmów, może w gruncie rzeczy nie jest to odpowiedni utwór do wystawiania na scenie operowej? Pozostaje mieć nadzieję, że widzowie nie potraktują tego jako zachęty do częstszego przeklinania; przeciwnie- w karykaturalnie brzmiących ze sceny słowach dostrzegą siebie i postarają się zmienić swoje przyzwyczajenia.
           Cel sztuki to kontakt z człowiekiem TU i TERAZ, nie należy zamykać się w enklawie historii. Mało jest współczesnych oper poruszających aktualną tematykę. Polak borykający się z kryzysem wieku średniego, brakiem możliwości realizacji swoich ambicji, niską pensją. Rzeczywistość oglądana z bezpiecznego dystansu teatralnej sceny od wieków pozwalała widzowi przeżyć swoiste katharsis i skłonić do refleksji nad własnym losem. Chwała więc Tabęckiemu i Igorowi Gorzkowskiego (reżyserowi) za to, że- mimo wszystko- zdecydowali się zrealizować współczesną operę, ale na prawdziwą perłę współczesnej polskiej sceny operowej musimy jeszcze poczekać.


zdjęcia pochodzą ze strony www.opera.poznan.pl 

środa, 1 lutego 2012

W.S.


Ściana na "fejsie" zasłana zdjęciami Szymborskiej, fragmentami jej wierszy i linkami przesyłającymi do portali informacyjnych. Dla mnie stanowiła pierwszy przykład "dorosłej" poezji. Miałam 8 lat, kiedy w roku 1996 obejrzałam transmisję przyznania jej Nagrody Nobla i zdałam sobie sprawę, że świat wierszy nie kończy się na Brzechwie i Tuwimie. 
Na kilka lat zapomniałam o Szymborskiej, dopóki nie trafiłam na jej twórczość na teście gimnazjalnym. Potem poznawałam kolejne wiersze poprzez piosenki Grzegorza Turnaua. Kiedy usłyszałam, że nie żyje, czułam się jakbym dostała obuchem w łeb. Powoli boję się otwierać gazety, żeby nie napotkać kolejnej czarnej ramki ze zdjęciem i latami życia jakiejś istotnej osobowości kultury. 
Oby tylko ta śmierć nie spowodowała kolejnej kłótni wśród polityków i nie stała się jedynie impulsem do zwiększenia sprzedaży jej dzieł (już widzę te wyspy zasłane tomikami, albumami i gadżetami poświęconymi poetce przy wejściu do Empiku). 

Nic dwa razy się nie zdarza
i nie zdarzy. Z tej przyczyny
zrodziliśmy się bez wprawy
i pomrzemy bez rutyny. 

Choćbyśmy uczniami byli
najtępszymi w szkole świata, 
nie będziemy repetować 
żadnej zimy ani lata. 

Żaden dzień się nie powtórzy, 
nie ma dwóch podobnych nocy,
dwóch tym samych pocałunków, 
dwóch jednakich spojrzeń w oczy. 

Wczoraj, kiedy twoje imię
ktoś wymówił przy mnie głośno, 
tak mi było jakby róża
przez otwarte wpadła okno. 

Dziś, kiedy jesteśmy razem,
odwróciłam twarz ku ścianie.
Róża? Jak wygląda róża?
Czy to kwiat? A może kamień?

Czemu ty się, zła godzino, 
z niepotrzebnym mieszasz lękiem?
Jesteś- a więc musisz minąć.
Miniesz- a więc to jest piękne. 

Uśmiechnięci, współobjęci
spróbujemy szukać zgody, 
choć różnimy się od siebie
jak dwie krople czystej wody. 
                
                                               Wisława Szymborska