czwartek, 11 lipca 2013

Zdefiniować siebie

Dziwne uczucie. Wychodzisz z uczelni z poczuciem, że już ani razu nie musisz tam wracać, chyba, że po to, aby odebrać dyplom. Ale wcale nie wiesz, czy się cieszyć, czy nie, studenckie życie było bezpieczne i odgórnie określone. 
- 15 minut wstydu, dyplom na całe życie - mówili znajomi. W moim przypadku było to ok. 20 minut, ale spędzone "dość" przyjemnie (o ile można takiego przymiotnika użyć do opisania egzaminu). Nawet wylosowane zagadnienie okazało się dość przystępne, i tak w poniedziałkowe południe zostałam Magistrem Sztuki. 
Coś się kończy, coś innego się zaczyna. Dziś o poranku wsadziłam do pociągu A. wraz z jej licznym tobołami. Wraca do domu po rocznym pobycie w Polsce na stypendium, powinna właśnie wsiadać na pokład samolotu, który zabierze ją z powrotem to Nowego Jorku. Przez ten rok bardzo się zaprzyjaźniłyśmy i dużo rozmawiałyśmy o życiu, studiach, planach na przyszłość. A. znalazła już swój dream job, jutro ma rozmowę z dyrektorem. Ja nadal poszukuję. 
A w międzyczasie zapełniam czas innymi rzeczami. W sobotę w Poznaniu rozpoczyna się Festiwal Animator,  w sierpniu - Transatlantyk. Dostałam też maila o przyjęciu mnie do tegorocznego projektu Polskiego Narodowego Chóru Młodzieżowego: 

11 pełnych śpiewu dni we Wrocławiu, koncerty w trzech miastach, nowi ludzie. Cudownie :) 




fot. Internet

3 komentarze:

  1. Czyli wakacje aktywnie i kulturalnie. Fajnie. Życzę owocnych poszukiwań i znalezienia "dream job" :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Gratuluję tytułu! Życzę szybkiego znalezienia pracy i łatwego przestawienia się na tryb pracowniczy :)

    OdpowiedzUsuń
  3. We Wrocławiu to ciągle coś się dzieje.

    Studiów koniec i co dalej? No właśnie...
    Magister sztuki? My humaniści (przynajmniej z nazwy) lękamy się chyba najmocniej. Ale praca jest - szkoda tylko, że nie zawsze to "dream job" ;)

    OdpowiedzUsuń