wtorek, 2 lipca 2013

Powrót

Wróciłam. Jak syn marnotrawny (albo raczej córka). Nie oczekuję przyjęć i fajerwerków, zresztą nie ma jeszcze czego świętować. Co prawda obie sesje zdane, a dzisiaj obroniony licencjat, ale od wyczekiwanych wakacji dzieli mnie jeszcze obrona pracy magisterskiej. Dopiero wtedy będę mogła odetchnąć i oddać się błogiemu lenistwu. Godzina zero wybije w poniedziałek. 
Tak, to był ciężki rok. Tym bardziej cieszę się z lata, z możliwości kładzenia się w środku nocy i porannego wylegiwania, niespiesznych śniadań, wycieczek rowerowych, spacerów po lesie, kąpieli w jeziorze, podróży, odwiedzin znajomych, spontanicznych wypadów, czytania książek nie związanych tematycznie ze studiami. 
Już za parę dni, za dni parę.... 




źródła zdjęcia: internet 

3 komentarze:

  1. Powodzenia! Trzymam kciuki! Po obronie licencjatu już pewnie wiesz, że stresu to dużo kosztuje, ale zupełnie nie potrzebnie ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie wiem czy cieszyć się że tych studiów koniec czy mamy oboje płakać już za wczasu ?:P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja już po!:D Nie ma co marnować łez, życie może w przyszłości okazać się jeszcze cięższe, a teraz trzeba cieszyć się wakacjami!!! słońce, rower, las, jezioro... wreszcie :)

      Usuń